Jakbym miała się cofnąć lat trzydzieści parę i usłyszałabym: ,,pobiegnij maraton”, to z całą pewnością odpowiedziałabym, że jestem odporna na żarty na swój temat – tak mi się wydaje zresztą do dziś – ale z tym maratonem to już chyba przesada.
Ja pasjonatka sportu w prawie każdej dziedzinie ,,łapałam” to, co mnie jednak trzymało przy ziemi. Jako dziecko, później młodzieżowiec, a potem studentka jechałam na prawie każde zawody biegowe reprezentując szkołę, klub, uczelnię, bo czułam, że to dla mnie. Nigdy jednak nie namówiono by mnie na zawody pływackie czy łyżwiarskie – wiem, że to nie moja bajka. Tak samo z tym maratonem. Ja sprinterka i maraton? – wolne żarty, co najwyżej biegi przełajowe i stop …
A tu proszę – stało się. Jak sobie pobiegałam parę półmaratonów i korona na mnie spadła 🙂 to widok statuetki i medalu – razem i osobno – za udział w I Mistrzostwach Europy Weteranów i maratonie Wrocław 2017 powalił mnie na cztery łapy. Srebro i zieleń na tych trofeach zadecydowały – Aśka musisz to mieć! Poza tym dawno nie spacerowałam po Wrocławiu 🙂 Zapisałam się jednak w ostatniej chwili – sporo dni ta decyzja czekała na światło dzienne i nie dotarła do wielu osób, bo bałam się jednak, że mnie gdzieś zamkną i utrudnią realizację tego szalonego pomysłu. O dziwo usłyszałam jednak: ,,dasz radę ” i prawie w to uwierzyłam. Byłam z siebie taka dumna, że zabrałam się do pracy, czytaj: biegania więcej i dłużej.
Do Wrocławia pojechałam w towarzystwie wspaniałych pasjonatów biegania – w tym samego Prezesa SZWLA. Czułam się przygotowana i chyba tak było. 10 września 2017 roku kiedy pokonałam ten magiczny dla mnie dystans powiedziałam, że było łatwiej niż myślałam – nie mylić z tym, że jestem chwalipięta, bo nie jestem 🙂 Wieczorem po powrocie z Wrocławia pod wpływem pozytywnych emocji zapisałam się na kolejny maraton do Poznania, bo …. bardzo lubię to miasto turystycznie.
Tu w Poznaniu dopadł mnie na trasie ogromny strach: „ czy dam radę?”. Nie łapałam co się dzieje, aż do mety. Wyjaśnili mi jak to zwykle bywa mądrzejsi ode mnie Koledzy. Trasa w Poznaniu była trudniejsza nie tylko dla mnie. Poza tym to na pewno nie był mój dzień. Jednak pomimo tych obaw spokojnie dobrnęłam do mety z najszczerszym uśmiechem na jaki mnie było stać. Celowo omijam rankingi typu czas i miejsce. To już nie moja bajka. Zabrałoby mi to radość z biegania, którą mam. Marzenia o kolejnych maratonach jednak są 🙂
Relacja i zdjęcia: Joanna Suleja