Urodził się 9 lutego 1933 roku w Paniówku – małej wsi odległej o 3km od Zamościa. Doświadczył głodu i okropności II Wojny Światowej. Wielu współmieszkańców Paniówka zginęło z rąk bandytów i najeźdźców. Jednak Marian Haczyk miał wiele szczęścia i przeżył.

Po zakończeniu wojny i miesięcznej wędrówce pociągiem i wozami rodzina Haczyków osiedliła się w Baniach. Wracający z niewoli ojciec – żołnierz Wojska Polskiego w Kampanii Wrześniowej – postanowił tam zamieszkać, bo spodobała mu się ta miejscowość. W Baniach Marian spotkał się z lekkoatletyką i piłką siatkową, a później z podnoszeniem ciężarów. Talent i pracowitość doprowadziły go do mistrzostwa sportowego. Największe sukcesy osiągnął w rzucie oszczepem: był członkiem kadry narodowej, wielokrotnym mistrzem i rekordzistą województwa zachodniopomorskiego, reprezentantem Polski i Ludowych Zespołów Sportowych. Mówił, że na stadionie w Baniach zrozumiał, co chce w życiu robić. Po powrocie z wojska Marian zdobył w Przemyślu tytuł instruktora sportu i rozpoczął w Baniach pracę z młodzieżą wychowując wielu utalentowanych oszczepników i ciężarowców.

Haczyk, razem ze Zbigniewem Telszewskim i Józefem Durkowskim, był założycielem LZS Iskry Banie. Grał w piłkę nożną, podnosił ciężary, ale do historii regionu przeszedł jako lekkoatleta-oszczepnik. Chociaż po raz pierwszy oszczep w dłoni trzymał w wieku 23 lat, dzięki ciężkiej pracy rywalizował z sukcesami nie tylko w gronie LZS, którego był rekordzistą

W latach 1956-57 był nauczycielem WF i PO w Płotach, które okazały się dla niego miastem szczególnym, ponieważ tu spotkał, jak mówił, swoją piękną żonę Krystynę Koszycką. Po ślubie (1959) w 1960 roku oboje zamieszkali w Stargardzie. Startował wówczas w barwach klubu Pomorze Stargard Szczeciński. Marian kontynuując karierę sportową był kierownikiem stadionu i trenerem w LKS Pomorze. Jego przyjaciółmi i rywalami byli czołowi polscy oszczepnicy: Janusz Sidło, Władysław Nikiciuk, Jan Kopyto, Zbigniew Radziwonowicz i Aleksander Saków. Startował wówczas w barwach klubu Pomorze Stargard Szczeciński. W 1961 r. „Kurier Szczeciński” umieścił go na czwartym miejscu swojego plebiscytu na najlepszego sportowca ziemi szczecińskiej.

W czasie trwania kariery sportowej kontynuował swoją drugą pasję – hodowlę i szkolenie kanarków, a było to niewątpliwie związane z jego słuchem absolutnym. I w tej dziedzinie osiągnął wiele – został uznanym sędzią międzynarodowym, a jego kanarki zdobyły wiele nagród międzynarodowych.

Jego ostatnia ziemska droga nastąpiła 4 lutego 2022 r.  Marian Haczyk spoczywa na cmentarzu w stargardzkim Giżynku. Rodzinie oraz przyjaciołom składamy wyrazy współczucia. Zmarł 1 lutego 2022 roku.

Jedna z wypowiedzi i wspomnień Pana Mariana z lipca 2018 r.

„Moją życiową pasją jest sport. Zrzeszałem młodych, przyszłych sportowców, których uczyłem podnoszenia ciężarów w miejscowej Świetlicy. Chłopcy z Bań pod moim przywództwem zdobyli mistrzostwo LZS w województwie Szczecińskim. W międzyczasie w Baniach rzucałem oszczepem. Jako oszczepnik regularnie pobijałem szczecińskie rekordy, a wkrótce zostałem objęty szkoleniem kadry narodowej. Byłem w znakomitym towarzystwie takich oszczepników, jak Janusz Sidło, Władek Nikiciuk, Zbyszek Radziwonowicz, Janek Kopyto Aleksander Saków. Od dziecka miałem zasady. Może nauczyłem się ich, biegając po zamojskich albo bańskich polach. Uczciwość, prawość, konsekwencja w dążeniu do celu. Pozostały też pewne nawyki. Nigdy nie paliłem papierosów, unikałem wódki. Przydało się, gdy uprawiałem sport. To na bańskim stadionie zrozumiałem, co chciałbym w życiu robić. Mierzyć się z najlepszymi, walczyć o miejsce na podium. To były czasy zdrowej rywalizacji. Kierowała nami miłość do sportu, a nie do pieniędzy. Ale to już temat na inną opowieść… Zbyszek Telszewski z Warszawskiego wraz z najbliższymi przyjechali do Bań jako jedni z pierwszych. On był bardzo usportowiony. Polubił mnie. Nigdy nie przeklinał. Jedyne jego przekleństwo „to kurza twarz”. Broń Boże, żeby ktoś wódkę wypił lub papierosa zapalił. Urodził się w 1925 roku. Mama jego też bardzo kulturalna. Bardzo się zaangażowała, żeby w miasteczku powstał sklep. Chodziła od wioski do wioski i zbierała pieniądze, aby sklep uruchomić. Sklep powstał. On był tokarzem. Przez długie lata pracował w POM-ie. Codziennie, gdy szedł do pracy, przechodził koło mojego domu. Ja lubiłem siatkę i lekkoatletykę. Piłki nożnej nie lubiłem, bo kopią po nogach. Zbyszek był dla mnie wzorem, jego nigdy nie zapomnę. Odniosłem później wiele sukcesów sportowych w podnoszeniu ciężarów i rzucie oszczepem. Po powrocie z wojska w 1955 roku wróciłem do Bań, pracowałem na roli i dalej uprawiałem sport. – Mówił w lipcu 2018 roku podczas rozmowy w rodzinnym domu w Stargardzie, opowiadając o swoich przeżyciach z dzieciństwa, sportowych pasjach.

Wspomnienia z okresu dzieciństwa, okoliczności przyjazdu do Bań na Pomorze Zachodnie i oczywiście sukcesy sportowe zostały opisane w książce Andrzeja Krywalewicza „Śniadanie na rozstaju torów” (2019).”